Po kultowym
już „Kolekcjonerze kości” i „Pogrzebanych” przyszła kolej na lekturę „Dwunastej
karty” (autor: Jeffery Deaver) kolejnej części z serii o detektyw Amelii Sachs
i jej jakże błyskotliwym, niesamowicie inteligentnym – choć specyficznym w swym
zachowaniu - partnerze, konsultancie policyjnym w sprawach kryminalnych, Lincolnie
Rhyme.
Tym razem
bohaterowie muszą rozwiązać nieco zagadkową sprawę: w czytelni muzeum
afroamerykańskiego zostaje zaatakowana szesnastoletnia Geneva Settle.
Dziewczynie udaje się wyjść cało z opresji, jednak napastnik nie daje za
wygraną – za wszelką cenę próbuje dopaść dziewczynę. Policja musi znaleźć
odpowiedzi na pytania: kim jest niedoszły napastnik, który nie waha się zabijać
niewinnych ludzi, by osiągnąć swój cel, oraz przede wszystkim – dlaczego chce
się pozbyć nastoletniej dziewczyny? Czy ta sprawa ma związek z historią jej
przodka, Charlesem Singletonem, walczącym o prawa czarnej społeczności Ameryki?
Masz krewnych i masz przodków. Sam wybierasz tych, których chcesz uważać za swoich przodków, a z wyznawanych przez nich wartości tworzysz siebie.
Sięgając po
tę książkę, wiedziałam, czego mogę się spodziewać – Jeffery Deaver ma
charakterystyczny styl pisania. Akcja toczy się szybko, tropy co i rusz się
zmieniają, a policja wciąż pozostaje o krok za sprawcą. Po lekturze
„Pogrzebanych” nie dziwi ani misternie skonstruowana intryga, ani terminologia
naukowa, jaką naszpikowana jest powieść, a która może przyprawiać nieraz o
zawroty głowy. Jeffery po raz kolejny staje na wysokości zadania i cierpliwie
tłumaczy Czytelnikowi skomplikowane nazwy związków chemicznych, ich zastosowanie,
występowanie, wpływ na rozwój śledztwa, choć nie sposób przyznać, że w obliczu
tej wiedzy człowiek czuje się nieco zagubiony. Chcąc nie chcąc, autor ukazuje
pracę w policji jako ciężki kawałek chleba – ileż bohaterowie muszą się
natrudzić i jak szeroko myśleć, by wpaść na właściwy trop!
Lubię takie
książki, a jeszcze bardziej autorów, którzy piszą książki „z głową” - nie da
się bowiem nie zauważyć, jaki ogrom informacji o historii Ameryki zawarty
został w „Dwunastej karcie”. Nigdy nie przepadałam za historią i traktowałam ją
z dystansem. Nie dla mnie daty, walki, dawne polityczne spory. Dlatego też z
pewną obawą podjęłam się lektury, bowiem nie sposób nie zauważyć, że czeka nas
mała wędrówka w przeszłość – małoletnia bohaterka bowiem pisze pracę poświęconą
swojemu przodkowi, weteranowi wojny secesyjnej, z którym najprawdopodobniej
będzie mieć związek próba pozbawienia jej życia. Jak się jednak okazuje, można
historię przedstawić w nieco bardziej interesujący sposób, aniżeli za pomocą
suchych faktów. W powieści przeszłość poznajemy dzięki innym bohaterom, ale
także dzięki… listom, jakie Charles Singleton pisał do swojej żony. Listy
tajemnicze, ekspresyjne, intrygujące… Jak dla mnie były doskonałym pomysłem na
przedstawienie historii. Gorzej było nieco później, gdzie nadmiar wiadomości z
historii ruchu wyzwolenia niewolników i obrony ich praw obywatelskich nieco ten
wątek przyćmił.
Bohaterowie
nie zawiedli, jak zwykle zresztą. Lincoln nadal chłodny, opanowany, z nieco
ironicznym poczuciem humoru, ale i piekielnie inteligentny. Z pewnością
istnieją ludzie tacy jak on, choć chwilami odczuwałam zwątpienie, czy faktycznie
ktoś byłby w stanie rozwiązać tak skomplikowaną zagadkę mając tak niewiele tropów.
Nie mnie to jednak oceniać, w końcu z pracą w policji nie mam nic wspólnego,
dlatego nie zamierzam zaprzątać wiarygodnością tego faktu ani swojej, ani
Waszych głów.
Zagadka w „Dwunastej
karcie” okazała się trudna do rozwiązania, choć z pewnością nie tak skomplikowana,
jak się obawiałam. Powiem więcej: nie spodziewałam się, że w tak misternie
przedstawionej historii rozwiązanie okaże się tak… przyziemne. Trochę szkoda,
chyba jednak spodziewałam się czegoś więcej.
Nie zmienia
to jednak faktu, że „Dwunastą kartę” czytało się z przyjemnością, ale i z
zapałem, mimo jej nieco przerażających rozmiarów (ponad 500 stron, choć prawdę
mówiąc fani Deavera powinni być na to przygotowani) oraz walorów historycznych,
które nie zawsze są dla Czytelnika atrakcyjne. Sięgając jednak po Deavera
trzeba liczyć się z tym, że jego powieści to nie tylko intryga, pościg,
schwytanie zabójcy, ale również solidna dawka terminologii naukowej oraz lekcja
historii.
Ocena: 7/10
Za możliwość przeczytania dziękuję Prószyński i S-ka
Izabela Jurkiewicz
Moi ulubieni detektywi <3 Książki Deavera są cudowne
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
https://subjektiv-buch.blogspot.com/