Marcelina ufała sobie i wiedziała, że jest
na tyle dojrzałą kobietą z ustabilizowaną sytuacją rodzinną, że nie potrzebuje
przygodnych igraszek z facetami. Owszem, mogli porozmawiać, powspominać,
pośmiać się z planów, które kiedyś wspólnie snuli, ale ona miała swoje życie,
które toczyło się dalej.
Nic dodać,
nic ująć – cytat ten najlepiej chyba oddaje sytuację, w jakiej znalazła się
bohaterka najnowszej powieści Anety Krasińskiej „Gdy opadły emocje”. Marcelina
sprawia wrażenie nieco znudzonej, pochłoniętej codziennością żony, matki dwójki
dorastających bliźniąt, która lata młodości zdecydowanie ma już za sobą –
przynajmniej we własnym odczuciu. Za namową przebojowej przyjaciółki wybierają
się na organizowane po 20 latach od zakończenia szkoły spotkanie klasowe, które
budzi wspomnienia – niby odległe, a jednak wciąż żywe w sercu…
Pamiętacie
erę „Naszej klasy” w Internecie? Ludzie odnajdowali się po latach, nawiązywali
kontakty, organizowali spotkania, podczas których wracali do przeszłości, przypominali
sobie młodzieńcze lata, pierwsze miłości. Wraz z rosnącą popularnością portalu
zwiększyła się ponoć również liczba rozwodów. Czy kogoś to dziwi? W końcu takie
spotkanie po latach uwalnia w nas to, co najpiękniejsze – wspomnienia, które
pozwalają na chwilę zapomnieć o upływie czasu, o obowiązkach, żmudnej
codzienności, nakazują choć przez chwile kierować się sercem, nie zaś rozumem. Czy
aby jednak wspomnienia Marceliny faktycznie są takie piękne? A może… Może jej
wspomnienia to nie tylko radość i młodzieńcze uniesienia; może przeszłość
skrywa bolesne wspomnienia, które powrócą za sprawą spotkania klasowego, co z
kolei stanie się idealną okazją do wyjaśnienia spraw z przeszłości i
zastanowienia się nad swoim życiem?
Powieść
Krasińskiej zaskoczyła mnie pozytywnie. Obecnie jest wiele autorek, które „serwują”
nam romantyczne historie z jeszcze bardziej romantycznymi, przewidywalnymi zakończeniami,
w myśl której dwoje ludzi zakochuje się na zabój i żyje długo i szczęśliwie. „Gdy
opadły emocje” to co prawda romantyczna historia, pełna emocji, skrywanych
uczuć, wyznań, lecz wszystko w tak dobrym tonie, że wciąż nie ma się dość i z
pewnością nie traktuje się jej jako kolejnego „romasidła” do poduszki. Owszem, „Gdy
opadły emocje” to opowieść z historią miłosną w tle, jednak nie jest to jedyny
i najważniejszy wątek. Ta romantyczna powieść obyczajowa ma charakter nieco
refleksyjny: historia Marceliny oraz jej przyjaciół ze szkolnych lat daje do
myślenia i niemal zmusza do refleksji nie tylko nad przeszłością, ale i nad własnym
życiem, planami na przyszłość…
Dziś jesteśmy, bawimy się, kłócimy, pniemy
po szczeblach kariery, a jutro już nas nie ma. Cierpią bliscy, którzy
pozostali, ale wspominają tylko ci, którzy szczerze kochali.
Główną bohaterką
powieści jest Marcelina, aczkolwiek autorka zapoznaje nas również z pozostałymi
uczestnikami spotkania. Mało tego: każdy z zaprezentowanych bohaterów wnosi coś
do powieści, zdradzając innym swoje sukcesy, ale i niepowodzenia. To najlepszy
dowód na to, że nie tylko nasze życie nie jest czasem takie, jakie sobie
wymarzyliśmy. Pod maską pozorów, makijaży, eleganckich strojów (któż z nas nie
chciałby się zaprezentować na spotkaniu po latach z jak najlepszej strony?...)
kryją się zwyczajni ludzie pełni obaw, przeżyć. Każdy z bohaterów spotkania ma za sobą pewną
historię, marzenia, które zresztą zostały skonfrontowane z rzeczywistością, w
mniejszym lub większym stopniu. Mimo że to historii Marceliny byłam najbardziej
ciekawa, cieszę się, że autorka nie zamknęła się na tę jedną bohaterkę, ale
pozwoliła dojść do głosu również innym bohaterom. W tym miejscu warto
wspomnieć, że „Gdy opadły emocje” to pierwsza część trylogii – każda z nich
zostanie poświęcona innej osobie z grupy absolwentów, których poznaliśmy.
Uwielbiam,
gdy w powieściach teraźniejszość przeplata się z przeszłością – dzięki temu
możemy stopniowo odkrywać tę przeszłość, dochodzimy do wiedzy etapami. Nie ma
nic bardziej rozczarowującego niż cała historia od A do Zet podana na tacy… Historia,
jaką mieliśmy szansę odkrywać, okazała się nie tylko wzruszająca i romantyczna,
ale i budząca współczucie, wywołująca smutek. To poczucie smutku towarzyszyło
mi zresztą przez większość lektury, bo historia, choć romantyczna, wzbudzała
naprawdę silne i skrajne emocje. Gdybym miała więc jednym zdaniem zachęcić Was
do lektury tej powieści, powiedziałabym: Uwierzcie, po tej lekturze emocje szybko nie
opadną.
Ocena: 9/10
Za możliwość przeczytania dziękuję Szara Godzina
Izabela Jurkiewicz
Bardzo zachęcająca recenzja. Na pewno warto przeczytać.
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, gdy czytam tyle pozytywnych słów na temat mojej książki. Rzeczywiście powieść powstała po to, by czytelnik chciał wrócić do własnych wspomnień i spojrzeć na nie z perspektywy czasu.
OdpowiedzUsuń