Michał
Jagiełło
Wołanie
w górach
Wypadki
i akcje ratunkowe w Tatrach
„Każda postać
aktywności górskiej: dolinki i wysokie granie, sielskość Grześka
i groza
Mięguszowieckich, turystyka i taternictwo wyczynowe, pokonywanie jaskiń
i narciarstwo,
nawet ˃˃pasienie˂˂
oczu panoramą z Rusinowej Polany, nawet
leniuchowanie w
wiosennym słońcu na drewnianych ławach na Przysłopie Miętusim –
to chwile , w
których fizyczne stapia się z metafizycznym, biologia łączy się z duchowością,
to jakieś
świeckie nabożeństwo najbardziej prywatnej religii”
Michał
Jagiełło, „Wołanie w górach”
„W latach 1909 –
2016 ratownicy znieśli w doliny niemal tysiąc martwych.
Do tej samej
statystyki trzeba doliczyć kilkudziesięciu uratowanych, którzy jednak
zmarli wkrótce w
szpitalu na skutek ciężkich urazów odniesionych w górach”
Michał
Jagiełło, „Wołanie w górach”
Rozpoczęcie
recenzji „Wołania w górach” Michała
Jagiełły od dwóch cytatów, pochodzących właśnie z tej książki, nie jest
zabiegiem przypadkowym. Oddaje bowiem z jednej strony metafizyczny charakter
kontaktu człowieka z górami, a z drugiej obrazuje niebezpieczeństwo, jakie ten
kontakt niesie. Czasami jedna chwila nieuwagi, jeden źle postawiony krok, jeden
spadający kamień, albo po prostu zwykły przypadek sprawia, że to, co przed
chwilą było dla nas niemalże mityczną arkadią,
nagle staje się miejscem dramatycznej walki o życie lub niestety ostatnim jego
tchnieniem. Bo góry, choć majestatycznie piękne, mitycznie wspaniałe, są też
skrajnie niebezpieczne. W jednej chwili są w stanie okazać swoją potęgę i dowieść
kruchości człowieka. Michał Jagiełło miał tego świadomość, dlatego między
innymi czterdzieści lat temu podjął się napisania książki, która stała się
kultowa dla wielu pokoleń spragnionych górskich wędrówek turystów, wspinaczy i
ratowników. Ta swoista kronika „wypadków i akcji ratunkowych w Tatrach”, to
również, a może nawet przede wszystkim, hołd złożony ludziom, którzy z narażeniem własnego życia podejmują się
czasami w nieprawdopodobnie skrajnie trudnych warunkach nieść pomoc zabłąkanym
lub rannym turystom.
Przygodę z treścią „Wołania w górach”
rozpocząłem kilka lat temu, gdy po raz pierwszy zdecydowałem się wyruszyć w
Tatry, wdrapać na najwyższy szczyt Polski, przemierzyć legendarną Orlą Perć i
pozachwycać widokami z Czerwonych Wierchów. Choć wtedy nie przebrnąłem całej
książki, to jej fragmenty stały się dla mnie przestrogą i zbudowały jeszcze
większy szacunek do gór. Dziś, po przeczytaniu uzupełnionego o nowe treści
wydania, muszę przyznać, że „Wołanie w górach” nie jest łatwą lekturą. Nie jest
to także książka na raz. Michał Jagiełło, człowiek dla gór nieprzypadkowy,
napisał dzieło wielowymiarowe, mogące zaspokoić gusta czytelnicze bardzo
szerokiej grupy odbiorców, zarówno historyka literatury, miłośnika górskich wypraw, jak i pasjonata Tatr. Autor w książce powraca do historii i zgodnie z
chronologią opisuje najstarsze udokumentowane wypadki w Tatrach i pierwsze
akcje ratownicze. Wspomina dawnych przewodników i z podziwem pisze o ich
umiejętnościach, które niejednokrotnie ratowały życie turystom. Ich
inteligencja, sprawność fizyczna, zdolność przewidywania zdarzeń, umiejętności
aktorskie i przede wszystkim troska, z jaką podchodzili do prowadzonych przez
siebie wędrowców, wyraźnie budzą jego szacunek i podziw. Aby uwiarygodnić swój
opis, przytacza liczne cytaty, fragmenty wspomnień, relacje świadków, zasłyszane
historie, a nawet treści legend. Pokazuje też grozę Tatr, które jeszcze przed
rozpoczęciem mody na turystykę, zbierały swe śmiertelne żniwo. Ich ofiarami
byli myśliwi, przemytnicy, hawiarze, korzeniarze i juhasi. Góry nie oszczędzały
nikogo i nie wybaczały żadnego błędu. Do dziś na turystycznych mapach,
nieświadomi genezy nazw, możemy odnaleźć miejsca upamiętniające pierwsze
tatrzańskie tragedie, między innym: Budzową Igłę, Pościel Jasińskiego, Juhaska
Grotę. Michał Jagiełło, pokazując grozę gór, nie był jednak człowiekiem, który
chciał jedynie budzić lęk i trwogę przed ich potęgą. Nie miał zamiaru zamykać szlaków i
przepędzać z nich turystów. Wiedział, że góry nie są dla wszystkich, ale
jednocześnie rozumiał metafizyczne pragnienie kontaktu z nimi. Zachwyt nad
pięknem krajobrazów, podziw dla wędrujących po skałach kozic, wsłuchiwanie się
w szum strumieni, mozolne wdrapanie się na szczyt i euforyczna radość z jego
zdobycia, były dla niego tak samo ważne, jak bezpieczeństwo i życie górskiego
wędrowca. Dlatego książka nie jest zniechęceniem do wędrówek, ale raczej
przestrogą. Zwłaszcza dziś, w dobie przygodnych i przypadkowych turystów,
powinna stać się chociażby fragmentarycznie podstawową lekturą każdego
początkującego i nieświadomego niebezpieczeństwa gór człowieka, który
rozpoczyna swoją przygodę z Tatrami.
„Wołanie
w górach. Wypadki i akcje ratunkowe w Tatrach”
to już dziewiąta edycja bardzo potrzebnej na rynku wydawniczym książki. Nagła i
niespodziewana śmierć Michała Jagiełły 01 lutego 2016 roku wprawdzie zatrzymała
prace autora nad uzupełnieniem utworu o kolejne treści, ale nie stanęła na
przeszkodzie do następnego wydania. Dzieła jego ukończenia podjęła się córka pisarza Dominika Jagiełło przy współpracy Adama Maraska i Krzysztofa Wojnarowskiego. W
ten sposób poprzednia edycja została uzupełniona o akcje ratownicze z lat
2016 – 2017, a sama książka jest już nie tylko hołdem złożonym ratownikom
górskim, ale także pomnikiem pamięci dla samego Adama Jagiełły.

Oprócz rysu historycznego, związanego z
ogromną pracą badawczą, jaką musiał wykonać Michał Jagiełło, autor mój szacunek
zdobył także ogromną erudycją. Jego wszechstronna wiedza z zakresu literatury
podmiotu i przedmiotu, umiejętność przywoływania odpowiednich fragmentów innych
tekstów, sposób relacjonowania akcji ratowniczych, funkcjonalność przytaczanych
wypowiedzi ratowników TOPR i ofiar wypadków oraz oczywiście połączenie tego
wszystkiego z własnymi doświadczeniami jako członka Tatrzańskiego Ochotniczego
Pogotowia Ratunkowego, powodują, że czytelnik zasypany różnorodnymi
informacjami i opowieściami, na pewno nie popadnie w długotrwałą nudę. Nie ma tu miejsca na
domysły i półprawdy. Autor nie teoretyzuje, nie przedstawia suchych faktów i
niewiele mówiących zdarzeń. Ofiary górskich tragedii i ratowników niosących pomoc
wymienia z imienia i nazwiska, przytacza szczegóły wypadków, oddaje głos innym,
jednocześnie pozostając na uboczu przytaczanych historii i tylko czasami z
lekka komentuje opisywane wydarzenia. Są też chwile, gdy sam staje się częścią
książki. Wtedy z literacką powściągliwością opisuje akcje, w których brał
udział i momenty, gdy sam ocierał się o śmierć. Pomimo ryzyka, jakie
podejmował, nie czyni jednak z siebie bohatera. Napisana przez niego książka to
przede wszystkim hołd dla ratowników TOPR I GOPR, którzy z własnej woli dla
ratowania innych, czasami w beznadziejnie trudnych sytuacjach, narażając albo
tracąc własne życie, robili wszystko, by pomóc potrzebującym. Zastanawiące jest to, że
jego relacje zostały pozbawione zbędnego patosu, nawet niewiarygodnie
bohaterskie akcje, jakie dla przeciętnego człowieka mogą urastać niemalże do
rangi czynów mitycznych herosów, autor przedstawia od tak, jak zwykłe codzienne
czynności. Nawet śmierć przyjaciół z TOPR opisuje w sposób jałowy, bez emocji, jedynie z kronikarskim komentarzem. A jeśli już wprowadza trochę patosu i buduje
obraz nieprawdopodobieństwa zdarzeń, to tylko w przytaczanych cytatach i
relacjach ocalonych od śmierci turystów i taterników.
Michał Jagiełło, pisząc swoją książkę,
nadał jej formę kroniki. Po nocie odautorskiej i pierwszym rozdziale: „Gałązka
kosodrzewiny”, w którym opisał najdawniejsze wypadki tatrzańskie udokumentowane
w piśmiennictwie polskim, przeszedł do tego, co stanowi fundament „Wołania w
górach” – relacji wypadków i akcji ratowniczych od początku XX wieku do czasów
współczesnych. Aby ułatwić czytelnikowi lekturę i uporządkować zgromadzony
materiał, podzielił książkę na rozdziały, a każdy rozdział opatrzył tytułem
odpowiadającym miejscu, które wiązało się z akcjami ratowniczymi (np. „Czerwone
Wierchy i nie tylko one”, „Zamarła Turnia i Kozi Wierch”, „Mięguszowieckie
Szczyty”, „Rysy i okolice”) oraz wydarzeniom i okolicznościom, jakie miały na
nie wpływ („Lawiny”, „Poszukiwania”, „Jaskinie”). Każdej części nadał układ
chronologiczny, opisując wypadki i akcje ratownicze od czasów najstarszych po
współczesne. Taka forma prezentowania treści ma swoje zalety, jak i wady. Autor
z precyzyjną dokładnością opisuje każde wydarzenie. Wskazuje dokładne daty,
imiona i nazwiska ofiar oraz ratowników. Aby precyzyjnie zrelacjonować wypadki
z pierwszej połowy XX wieku i nieco późniejsze, cytuje fragmenty innych
książek, wspomnień i artykułów prasowych. Im bliżej czasów współczesnych, gdy
sam był członkiem TOPRu i brał udział w akcjach, tym częściej oddaje głos
bezpośrednim świadkom lub sam mimowolnie staje się narratorem wydarzeń. Dzięki
tak szczegółowym opisom czytelnik może prześledzić, jak na przestrzeni wieków
przy niezmienności rodzajów wypadków, zmieniał się sprzęt ratowniczy, sposób i
przebieg działań. Treść książki też obnaża niejednokrotną lekkomyślność
turystów, ale również pokazuje niebezpieczeństwo samych gór, które potrafią
zaskoczyć nawet najlepiej przygotowanego i doświadczonego taternika. Pomimo
wielości przytoczonych wydarzeń, wynikających z braku wyobraźni zupełnie
nieprzygotowanych do górskich eskapad turystów, autor raczej ich nie krytykuje,
skupia się przede wszystkim na działaniach ratowników. Bogactwo treści,
szczegółowość opisów, chęć zrelacjonowania niemalże każdego wydarzenia, to
również wada książki. Ogrom przedstawionych informacji przytłacza, brak selekcji akcji trochę nuży, a jałowość relacji momentami sprawia, że tatrzańskie tragedie przestają robić na czytelniku wrażenie. Na pewno, jak już pisałem wcześniej, nie jest to lektura
na raz. Nawet największy pasjonat gór i miłośnik literatury górskiej nie będzie
w stanie zmierzyć się od razu z treścią książki. Jej kronikarski charakter nie
pomaga w długiej lekturze, dlatego „Wołanie w górach” trzeba czytać powoli i robić sobie od niej przerwy.
„Wołanie
w górach” polecam wszystkim, którzy kochają góry, rozpoczynają przygodę z
Tatrami lub nazbyt pewni swoich umiejętności popadli w brawurę i przekonanie o
swojej nieśmiertelności. Michał Jagiełło od pierwszego wydania swojej książki
zdaje się przestrzegać przed potęgą gór i małością wędrującego po nich
człowieka. Buduje także literacki pomnik tym, którzy dla ratowania naszego
życia są w stanie poświęcić własne istnienie – ratownikom TOPR i GOPR.
Tomasz Duda
OCENA 9/10
Za możliwość przeczytania książki dziękuję
Wydawnictwu Iskry
Tomasz Duda
0 komentarze:
Publikowanie komentarza