
Całokształt fabuły skupia się wokół tak naprawdę jednego, głównego wątku, a mianowicie umierania, które w dzisiejszych czasach staje się powodem do wstydu albo w większości tematem tabu, który najlepiej po prostu przeczekać, aż osiągnie się godny wiek do zwykłego i bezpardonowego narzekania na temat życia i śmierci. W kolejnej młodzieżowej powieści Adama Silvery poznajemy historię dwóch chłopców, którzy właśnie dostali telefon z Prognozy Śmierci – instytucji, która, po wcześniejszej zgodzie, pomiędzy północą a trzecią zawiadamia cię, że właśnie w tym dniu w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin umrzesz. Postęp technologiczny, lata pracy ludzkich umysłów sprawiły, że ludzie mogą z pełną świadomością przeżyć swój dzień ostateczny jak najlepiej. Dokładnie w takiej sytuacji znalazła się dwójka nastolatków, którzy w żaden sposób nie byli przygotowani na ten moment, na ostatnie kilkadziesiąt godzin w ich życiu. Z pozoru całkowicie różnią się od siebie: wiekiem, wyglądem czy nawet statusem społecznym, a mimo to dzięki niespodziewanemu splotowi wydarzeń, chęci spędzenia tych chwil z kimś bliskim, a także niezwykle pomocnej aplikacji Ostatni Przyjaciel, Rufus i Mateo spotykają się, aby odbyć swoją ostatnią podróż razem.
"Dwanaście godzin temu odebrałem telefon, że umrę. Teraz żyję bardziej niż wtedy."
W tym momencie mogłabym się skupić na wszystkich zaletach „Naszego ostatniego dnia”, które sprawiły, że podczas lektury całkowicie przepadłam, zakochana w historii wykreowanej przez pisarza, ale w pewnej chwili stałoby się to całkowicie nudne, dlatego chciałabym się skupić na tych najważniejszych. Wydarzenia rozgrywające się na kartach powieści były jednocześnie pokrzepiające, ale i przygnębiające, ponieważ już od pierwszej przewróconej strony wiedziałam, jak to się skończy. A. Silvera potrafił te zdarzenia ubrać w pięknie ozdobione emocje, które często aż iskrzyły swoim żarem. Chociaż istnieje mały wyjątek od tej reguły, który tak naprawdę może przekreślić napisane przeze mnie wcześniej słowa. Mianowicie nie zawsze, a tak naprawdę dość często, potrafiłam wczuć się w beznadziejną sytuację Mateo i Rufusa. W pewnych momentach miałam wrażenie, że to tylko iluzja i tak naprawdę mało obchodził mnie ich los. A to zdecydowanie źle wróży świetnie zapowiadającej się książce. Pamiętam, że w tamtej chwili byłam skłonna przyznać powieści kompletnie zaniżoną ocenę, tylko ze względu na to, że nie potrafiłam zżyć się z bohaterami. Jednakże to, co zrobiło ze mną ostatnie kilkadziesiąt stron, jest wprost niewyobrażalne. Tak naprawdę końcówka powieści przesądziła o moim werdykcie, który nie mógł być inny niż pozytywny.
Nieprzewidywalność to z pewnością jedna z cech tej książki, dla której warto ją przeczytać. Fabuła w skrócie polega na podróżowaniu po Nowym Jorku i odkrywaniu podczas tej wyprawy samego siebie, przełamywanie barier, które powstały na skutek pewnych wydarzeń. A było ich całkiem sporo, co tylko sprawiło, że nie sposób było się nudzić przy lekturze. W dodatku oprócz szybko pędzącej akcji autor porusza wątki pobocznie, równie ważne, nie gubiąc przy tym stylu i lekkości. Chociażby wątek straty rodziców – dość schematyczny, ale tutaj przedstawiony w zupełnie innym świetle. Z początku prowadzi akcję spokojnie, utrzymuje swoje tempo, jednocześnie przygotowując się na finał, który dosłownie zwala z nóg, ponieważ koniec nie jest dokładnie taki, jakiego oczekiwaliśmy.
"Życie nie jest lekcją, lecz daje lekcje."
Z perspektywy czasu przekonałam się, że w książkach A. Silvery zawsze spotkam się ze świetnie wykreowanymi postaciami. W „Naszym ostatnim dniu” nie mogło być inaczej. Roof i Mateo, tak jak już wspominałam, to kompletnie różne osoby, do których pod koniec zapałałam niesamowitą sympatią. Z pozoru niedojrzali, mający te kilkanaście lat, a więc mało wiedzący o życiu. Jednakże ich przedwczesna śmierć sprawiła, że zaczęli inaczej patrzeć na różne sprawy; zaczęli uczyć się od siebie nawzajem altruizmu i odwagi – rzeczy, o których żaden z nich by nigdy nawet nie pomyślał. Nadal się dziwię, jak pisarzowi udało się stworzyć bohaterów, którzy w żadnym stopniu nie przypominają Theo czy Aarona – postaci z jego poprzednich powieści. Są idealni, a zarazem tak autentyczni w przeżywaniu swoich strat, w godzeniu się z własną śmiercią, że nie wyobrażam sobie, aby można byłoby ich napisać lepiej.
Na uwagę zasługuje także sposób przedstawienia tej historii, który moim zdaniem zasługuje na ogromne uznanie. Dotychczas nie czytałam książki, której fabuła skupiałaby się na instytucji przewidującej śmierć. A oryginalność się ceni.
„Nasz ostatni dzień” to powieść, którą koniecznie trzeba przeczytać. Nie tylko ze względu na fascynującą fabułę, ale również dla nauki, jaka płynie z tej książki — aby żyć tak, jakby to był nasz ostatni dzień.
Ocena: 9/10
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję wydawnictwu WE NEED YA!
Klaudia Korytkowska
Ostatnio powstaje sporo książek z wątkiem homoseksualizmu, ale ja dawno już takiej nie czytałam. Fabuła wydaje się być ciekawa, a najbardziej zainteresowało mnie to zaskakujące zakończenie. Nie znam jeszcze twórczości autora i chętnie to zmienię.
OdpowiedzUsuńWczoraj skończyłam czytać tę książkę i bardzo mi się podobała!
OdpowiedzUsuńRecenzja bardzo zachęcająca. Dzięki.
OdpowiedzUsuń