„Marzeniom
czasem trzeba pomóc” – takim oto mottem zachęca nas Peter Segal do obejrzenia swojej
najnowszej produkcji, filmu „Teraz albo nigdy”, w którym główną rolę odgrywa
Jennifer Lopez. Tej pani chyba nie trzeba nikomu przedstawiać, ale być może
ktoś z Was jeszcze nie wie, że Lopez została laureatką Złotej Maliny (czyli nagrody
dla najgorszej aktorki) za rolę w filmie „Gigli”. Czy to faktycznie wątpliwej
jakości gra aktorska, czy sam scenariusz „Teraz albo nigdy” sprawił, że film
mocno mnie rozczarował? No cóż, po kolei.
Nie jestem
wielką fanką Jennifer Lopez, ale lubię ją jako aktorkę. Może nie znam się na aktorstwie
i faktycznie Lopez lepiej śpiewa niż gra, jednak jak dla mnie przekonywująco
wypadła w thrillerze „Nigdy więcej”, który zresztą do dziś lubię sobie czasem
obejrzeć; miło się ją oglądało również w „Pokojówce na Manhattanie”. Oglądając
komedie romantyczne z udziałem Lopez zupełnie zapominam, że to słynna
piosenkarka, traktując jej bohaterki jak prawdziwe kobiety. Podobnie było w „Teraz
albo nigdy”: Maya Vargas dała się poznać jako spokojna, skromna, pełna
wątpliwości i lęków kobieta bez wykształcenia akademickiego, co w staraniu o
awans stanowiło przeszkodę nie do pokonania. Załamana Maya wypowiada więc
życzenie, na którego realizację nie musiała zbyt długo czekać…
Dzięki nieco
„podrasowanemu” CV Maya dostaje kierownicze stanowisko w poważnej firmie,
własny apartament, a do tego pokaźną pensję. Zmienia swój image i w jednej
chwili z kobiety z kompleksami staje się pewną siebie kobietą sukcesu. Mało
istotne, że nie należy do branży, że nie zna się na tym, co robi, że jej
kłamstwa nie wychodzą na jaw przez wiele, wiele miesięcy. Maya osiąga swój cel,
choć wie, że kiedyś nadejdzie moment, w którym przyjdzie jej się zmierzyć z
przeszłością.
![]() |
źródło |
Oglądając
zwiastun i czytając zapowiedzi filmu sądziłam, że mam do czynienia z komedią
romantyczną. Tymczasem okazuje się, że cały humor, na jaki mogłam liczyć,
zawarty został właśnie w zwiastunie i nic śmiesznego poza tym mnie już nie
czeka. Zaliczenie filmu do romantycznych też budzi moje wątpliwości. Po
pierwsze, wątku miłosnego z bohaterką w roli głównej na próżno tu szukać (chyba
że ktoś uważa za romantyczny pocałunek w pierwszej i ostatniej minucie filmu),
po drugie, jak już wspomniałam, humor też nie powala na kolana. Owszem, są
sceny bądź dialogi, które potrafią rozśmieszyć, jednak są tak nieliczne i
zdominowane przez pozostałe, „poważne” sceny, że bardziej pasowałoby tu
określenie „dramat obyczajowy”.
![]() |
źródło |
Dramatów w
filmie z pewnością nie brakuje – oprócz wewnętrznych rozterek bohaterki pojawia
się tajemnica z przeszłości, która zresztą również wychodzi na jaw. Mało tego,
Maya musi zmierzyć się z decyzjami z przeszłości, udowodnić ludziom, na których
jej zależy, że nie chce opierać swojego życia na kłamstwie; że jest osobą godną
zaufania.
Pomysł może i
dobry, jednak realizacja pozostawia wiele do życzenia. O ile zapowiadało się
ciekawie, z humorem, z przysłowiowym „jajem”, o tyle z upłyem czasu przekonałam
się, że nie ma co liczyć na wielkie wow czy na salwy śmiechu, bowiem zaczęło
się robić ckliwie, nieprawdopodobnie, niemal groteskowo… Wiem, ze komedie
romantyczne mają to do siebie, że są nieco przerysowane, jednak w przypadku „Teraz
albo nigdy” scenarzystów nieco poniosło, szczególnie w kluczowej dla całości
scenie. Czy bohaterowie zawsze muszą szukać usprawiedliwienia i wyjawiać motywy
swojego postępowania w najmniej odpowiednim momencie, najmniej odpowiednim
czasie i miejscu?
![]() |
źródło |
„Teraz albo
nigdy” miało być zabawną, ciepłą historią o spełnianiu marzeń, o udowadnianiu
światu, że zawsze jest dobra pora na marzenia. Być może twórcom się to udało,
bowiem film jest pozytywny, bohaterowie
wyraziści, nietuzinkowi, zaś morał widoczny jak na dłoni. Co najdziwniejsze,
zło w postaci kłamstwa nie zostaje ukarane, z czym absolutnie nie mogę się
zgodzić… Chyba nie tego jednak oczekiwałam po tak ciekawym pomyśle na fabułę. Film
okazał się nieco zbyt ckliwy, pełen dramatyzmów, a przy tym przewidywalny, co
niewątpliwie odbiera radość z oglądania. Jeśli jednak ktoś lubi typowe „komedie
romantyczne” i nie przeszkadzają mu utarte filmowe schematy, nie powinien czuć
się zawiedziony.
Ocena: 5/10
Za możliwość obejrzenia dziękuję Monolith Films
Izabela Jurkiewicz
0 komentarze:
Publikowanie komentarza