
Historia napisana przez Jessice Townsend tętni oryginalnością,
ogromem barw, zapachów i wielce osobliwych osobliwości (celowy pleonazm) z
którymi nic dotychczas mi poznanego nie może się równać. Z opisu może zdać się
jakimś szaleństwem, jednakże nic bardziej mylnego, to doskonale przemyślane i
tak wunderowe szaleństwo, o którego istnienie niemal każdy z marszu by
poprosił.
W Nevermoor stykamy się niewątpliwie z magią, lecz nie w
klasycznym i całkiem realistycznym, czy takim bardziej nam zrozumiałym wydaniu,
jak w serii o Harry’m Potterze, a bardziej baśniowym, lecz zdecydowanie nie
uchwyconym w sztywne ramy. Powiedziałabym, że to w pewnym sensie pomieszanie Harry'ego z "Alicją w krainie czarów". Magia istnieje tu w każdym zakątku, niezwykłych
budowlach, parkach, zbytkach, przekrętynach, fascynujących drygach,
nietuzinkowych szkołach, bajecznie przerażających i pełnych doskonałej zabawy paradach,
zoorzętach, wunderzętach, niebiańskich istotach, zjawiskach i w końcu w
tajemniczym, złocistym wunderze, który lgnie do naszej bohaterki bez końca.
Autorka sprawiła, że każdy z nas chce poznać swój prawdziwy
dryg i stawia ona w książce duży nacisk na zgłębianie go i szlifowanie, aby w
przyszłości mógł się nam jak najlepiej przysłużyć. Wspaniała dziewiątka
dzieciaków, które zostały przyjęte do Towarzystwa Wunderowego i stały się Jednostką
919, posiada świetnie rozwinięte i wyjątkowe umiejętności, które przez
następne pięć lat będą wzbijać na wyżyny perfekcji ogromem intensywnej pracy na
wszelkich frontach bezpośrednio i czasem trochę pośrednio związanych z ich
drygiem. Mimo iż dostają do pomocy najwspanialszą Pannę Cheery, konduktorkę
przytulnej Salonki i zarówno nieocenioną pomoc we wszelkich ustaleniach dotyczących
ich rozwoju, zajęć i organizacji pomocy naukowych, to muszą sami się pilnować i
dawać z siebie wszystko.
Morrigan Crow nareszcie doczekała się swej upragnionej złotej
przypinki z Towarzystwa Wunderowego, a jak się później okazuje, to nie jest
jedyna niespodzianka, bo co mają oznaczać tajemnicze drzwi, które
niespodziewanie pojawiają się w pokoju i nie posiadają żadnej klamki oraz
tajemniczy nie-tatuaż?
Szkoła prócz przerażających wychowawczyń, przysparza Morrigan
ogrom zawodu, bólu i poczucia niesprawiedliwości, a jakby tego było mało, to
jej patron bez ustanku wyrusza na tajemnicze misje w sprawie niepokojących
zaginięć, wtedy też Jednostka 919 zostaje okropnie zaszantażowana. Na
jaw może wyjść największy sekret całej grupy, co równałoby się z ich natychmiastowym
wykluczeniem z upragnionego towarzystwa. Czy wszyscy okażą się jednakowo
lojalni? Podołają trudnym wyzwaniom stawianym przez tajemniczych szantażystów?
Nie trudno zgadnąć, że ta sytuacja odbije się rykoszetem na Morrigan i jej
stosunkach z resztą jednostki, o której przecież tak marzyła, o tych siostrach
i braciach do śmierci.
Jednym z moich ulubionych momentów jest ten, w którym
Morrigan znajduje się w sytuacji zagrożenia, jednak wciąż w stosunkowo bliskiej
odległości od osób, które pomocy mogłyby jej udzielić. Z niemałą satysfakcją
odczytywałam ten fragment kilka razy z rzędu, bo Morrigan nie dała sobą
zamanipulować w stary jak świat sposób.
„- Puśćcie mnie! – krzyknęła.
- Bo co? Zawołasz konduktorkę, żeby cię ocaliła? – Heloise przesadnie
wydęła wargi. – No już, wołaj, skoro jesteś takim dzieciuchem…
- PANNO CHEERY! – wrzasnęła Morrigan, która ani trochę nie
wstydziła się zawołać konduktorki, niezależnie od tego, co sobie myśleli. – NA POMOC!”
Książka zawiera w sobie wiele godnych naśladowania i
pochylenia się nad nimi postaw, jak lojalność, przyjaźń, odwaga, hart ducha,
umiejętność odróżniania dobra od zła, poświęcenie, samodoskonalenie,
odpowiedzialność, kultura i wreszcie znaczenie prawdziwej rodziny. Choć
bohaterowie czasem muszą zadziałać impulsywnie, to nie jest to podyktowane ich
lekkomyślnością, lecz brakiem innego wyjścia na zasadzie jednego problemu na
raz. Cieszę się, że ani razu nie ubolewałam nad postawą głównej bohaterki, jest
dla mnie wiarygodna, nie unosi się, nie chowa urazy, jest zdecydowanie świetnie
wykreowana.
Tom drugi nie kończy naszej historii, przeprowadza nas przez
wspaniałe przygody, uczy naprawdę wartościowych rzeczy i godnych postaw, odkrywa
kolejne wspaniałości, podsyca naszą ciekawość i wyobraźnię oraz obiecuje
kolejne intrygujące wątki w następnej części. Ogromnie ubolewam, że nie mam
możliwości sięgnięcia po kolejny tom, nie mam pojęcia, jak długo przyjdzie mi
czekać, ale chyba wybiorę się na kolejną premierową imprezę organizowaną przez
Media Rodzina. Naturalnie z parasolką.
Ocena 100/10
Za możliwość przeczytania i dołączenia do Towarzystwa Wunderowego dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina
Ula Wasilewska
Po tak wysokiej ocenie jestem bardzo, bardzo zachęcona.
OdpowiedzUsuń