Ciężko będzie mi napisać recenzję tej książki z przynajmniej kilku
powodów.
Najważniejszym jest chyba ten, że trochę zawiodłam się zawartą w nim treścią,
a nie mniej istotnym, że ostatnio niespecjalnie sięgam po taką tematykę, mimo
iż od zawsze mnie intryguje. Jeśli jesteście fanami Vivien Spitz, to nie ma o
czym mówić, bierzcie w ciemno, bo znajdziecie tam mnóstwo wtrętów o jej życiu
codziennym w czasach procesów sądowych. Natomiast jeśli będzie to Wasza
pierwsza książka o odrażających eksperymentach na ludziach w czasach drugiej
wojny światowej, jeśli liczycie na mnóstwo wstrząsających szczegółów i być może
równie porażających zdjęć, to cóż, możecie się odrobinę zawieść.
![]() |
źródło |
Generalnie ja rozumiem, że każdy ma swój własny próg wrażliwości
i w żadnej mierze nie oceniam tej książki jako słabą, wręcz przeciwnie, a już
na pewno nie merytorycznie. Niemniej jednak opis zawarty na okładce mocno mnie
zmylił. Wiadomo, że zdecydowanie łatwiej czyta się o krzywdach nieznanych nam
osób, z odległych nam czasów, czasem wręcz na sucho, jak fikcję. W momencie,
gdy zdecydujemy się mocniej pochylić nad losem ofiar, bardziej wczuć w ich
sytuację, to „zwyczajne” pobicie na ulicy może nas doszczętnie ruszyć. Ja
przyznam, że czytając protokoły z rozpraw sądowych momentami nie specjalnie się
wczuwałam w skądinąd przerażającą atmosferę. Ogromnie jednak współczułam
wszystkim więźniom, historie przytoczone w tej pozycji nie nadają się na
niedzielną pogawędkę, jednakże nie powinny nigdy zostać zapomniane. Te przerażające
świadectwo daje nam dobitny obraz do czego ludzie są w stanie się posunąć, gdy
służą chorej idei i są wolni od konsekwencji.
Najbardziej w całej książce zmęczył mnie jednak jej początek,
o ile przedmowy były interesujące, wręcz zachęciły mnie do czytania, o tyle rozdział
w którym omówiono wszystkie przyszłe rozdziały rozłożył mnie na łopatki.
Czułam, że marnuję i tak ostatnio bardzo okrojony czas wolny. Dalej zdawałoby
się, że będzie lepiej, lecz niestety nie dla mnie. Nie jestem szczególnie
zainteresowana życiem autorki, zdecydowanie chciałam poczytać o przeróżnych eksperymentach,
chciałam przejść do sedna. Zamiast tego musiałam – poniekąd z poczucia
obowiązku, poniekąd z przyzwyczajenia, by nic nie pomijać – przebrnąć przez
opisy podróży różnymi samolotami samej głównej bohaterki-autorki, zagrożeń
jakie na nią spadły, ale też co jadła na śniadanie, za co jej się oberwało i co
sobie kupiła za papierosy. Naprawdę mało obchodziło mnie zakup miśnieńskiej porcelanowej
figurki arlekina, czy obrazów malowanych stopami, co wiszą po dziś dzień u niej
w domu.
Tutaj mam świadomość, że te zbędne i irytujące mnie
informacje będą z kolei bardzo interesujące dla wszystkich osób, które chcą
poznać jak najwięcej szczegółów z konkretnych czasów oraz miejsca ze wspomnień
osoby, która faktycznie tego doświadczyła. Każda wzmianka o panujących zasadach,
czarnym rynku, higienie, czy raczej jej braku u co poniektórych, zabawach, jest
na pewno fascynująca dla miłośników historii z tego okresu.
Podsumowując, „Doktorzy z piekła rodem” to porządna,
wiarygodna i treściwa publikacja traktująca o nazistowskich zbrodniach
dokonanych na ludzkości przez środowisko medyczne w czasach drugiej wojny
światowej. Zyskujemy tu dostęp do zapisów powstałych podczas procesów
norymberskich, które sama autorka relacjonowała w tamtych czasach, a dziś
wzbogaciła je w tej książce o własne badania i obserwacje. Nie da się tej
pozycji czytać na jednym tchu, wszystkie te krzywdy, cały ten ból, strach,
niesprawiedliwość trzeba momentami przetrawić i zachować w sercu jako
przestrogę.
Ocena 7/10
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Replika
Ula Wasilewska
0 komentarze:
Publikowanie komentarza