Zwykle wybieram kryminały
czy dreszczowce, ale jest w książkach Agaty Przybyłek COŚ, co nie pozwala mi
przejść obok nich obojętnie. Czy to prostota powieści, czy ich sielskość? A
może... ucieczka od utartego schematu, w myśl którego zawsze na końcu czeka nas
happy end z fajerwerkami? Tak prawdę mówiąc… i pierwsze, i drugie, i trzecie!
„Miłość i inne
nieszczęścia” to kolejna, ostatnia już
część przygód szalonej Sabiny i jej czterech córek. Każda z powieści cyklu
„Miłość i inne szaleństwa” traktuje o innej siostrze - tym razem poznajemy
nieco bliżej Małgosię, stateczną żonę i matkę, zapracowaną właścicielkę
plantacji lawendy, które to miejsce tak bardzo mnie urzekło w części „Wierność
jest trudna”. Pamiętam że wówczas Małgosia wydała mi się nieco mdłą bohaterką,
żeby nie powiedzieć: nudną. Dziś, po lekturze „Miłości i innych nieszczęść”,
śmiało mogę powiedzieć: nie miałam racji. Małgosia nie jest nudna, jest po
prostu bardzo wrażliwa, ciepła i uczuciowa, czyli dokładnie taka, jaka powinna
być każda kobieta. Momentami jednak
smucił mnie nieco brak charyzmy u bohaterki. Potem jednak reflektowałam się:
siostry są jak cztery żywioły, a Małgosia przecież jest ziemią, stąd taka, a
nie inna kreacja!
Rodzina to dla Małgosi świętość. Kocha swoje
córki i oczywiście męża, Wojtka – ku rozpaczy matki, słynnej Sabiny. Po wypadku
męża Małgosia tymczasowo przejmuje wszystkie jego obowiązki, próbując przetrwać
ten trudny czas i jednocześnie nie zwariować. Do pomocy zgłasza się Eliza, no i
oczywiście… Sabina, choć w przypadku tej drugiej „pomoc” jest tu określeniem
mocno na wyrost… Przekonana o nieszczęśliwej egzystencji córki postanawia wziąć
sprawy w swoje ręce i… znaleźć jej nowego męża! Co z tego wyniknie? Znając
Sabinę, jednego można być pewnym: kłopoty!
Chociaż Małgosia jest
główną bohaterką tej części, w moim odczuciu została niejako „zdominowana”
przez postać Sabiny. Ale co się dziwić, Sabina wszędzie się wciśnie i wszędzie
narobi szumu! Bohaterka ta, choć z pewnością dowcipna i jako jedyna wnosząca
element komedii do powieści, jednocześnie strasznie mnie irytuje. Czytając
niektóre fragmenty zastanawiałam się, czy aby autorka nieco nie przesadziła z
kreacją tej bohaterki? Przecież niektóre z jej pomysłów i zachowanie są tak
absurdalne, że na miejscu Małgosi już dawno pokazałabym jej drzwi! Z drugiej jednak strony… gdyby nie Sabina,
nie byłoby tego wszystkiego: ani pana policjanta, ani grilla, który okazał się
przełomowy, a już na pewno nie byłoby tyle śmiechu. Czasem bohaterowie tacy jak
Sabina, nawet dość przerysowani, są motorem napędowym w książce i po prostu
muszą namieszać, by było i ciekawiej, i zabawniej. Czego jak czego, ale humoru akurat
książce odmówić nie można!
„Miłość i inne
nieszczęścia” to jednak w głównej mierze powieść o miłości i na tym się skupmy.
Po raz kolejny Przybyłek zaskakuje mnie: jej historie miłosne są tak
nieprzewidywalne! Wydawać by się mogło, że znamy ten schemat: on, ona, uczucie,
które ich połączyło, potem przeciwności losu, aż w końcu wyznają sobie miłość i
żyją długo i szczęśliwie. Po raz kolejny w tej serii autorka udowodniła, że
życie (choćby i wyimaginowane!) bywa zaskakujące, zaś los potrafi spłatać nam
niezłego figla. Zakończenie historii w tym cyklu po raz kolejny jest nie lada niespodzianką.
Czy miłą? O tym będziecie musieli zdecydować sami. Ja, przyznaję, uwielbiam
takie „życiowe” zakończenia, choć nie do końca jestem fanką zakończeń
otwartych, a zdaje się, że w tej historii nic nie jest do końca pewne…
„Miłość i inne nieszczęścia”
to kolejna udana historia spod pióra Agaty Przybyłek. Mamy w niej i humor, i
wątek kryminalny (!), no i oczywiście… miłość. A wszystko to w przepięknej
wiejskiej scenerii, pośród plantacji pachnącej lawendy. Żal, żal nie tylko żegnać się z bohaterami
tego cyklu, ale też z tym magicznym, sielskim miejscem.
Ocena: 8/10
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona
Izabela Jurkiewicz
Lubię książki Agaty :) Tej jeszcze nie miałam okazji przeczytać :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tą autorkę. Tej serii jeszcze nie czytałam, ale mam nadzieję że w najbliższym czasie to nadrobię :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie
www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com
P.S. Zostaję u ciebie na dłużej jako obserwator