Zagrajmy w
skojarzenia. O czym myślisz, kiedy słyszysz: Brigitte Bardot? Seksapil, francuskie
kino, kobiecość? O tak, z pewnością. Ja sama, choć szczerze mówiąc nie
widziałam ani jednego filmu z udziałem tej legendarnej aktorki, postrzegałam ją
jako gwiazdę skąpaną w świetle reflektorów, uwielbianą przez mężczyzn (i nie
tylko!) ikonę kina. Tak było. Aż do teraz, gdy w moje ręce trafiła książka „Łzy
walki. Mój manifest w obronie zwierząt” autorstwa samej Brigitte Bardot.
Zaskoczeni?
Ja tak, nie przeczę. Zabawne, jak człowiek ulega stereotypom i kreuje w swojej
głowie wyobrażenia. Skoro Bardott, to z pewnością sława, pieniądze, romanse.
Okazuje się jednak, że nie to dla gwiazdy kina było najważniejsze. Co zatem?
Walka z drugim człowiekiem, walka z jego ignorancją, zobojętnieniem,
nieczułością. Walka w obronie tych, którzy sami nie są w stanie się obronić.
Walka o prawa zwierząt.
Bycie
żywą legendą to przecież nie zawód ani życiowy cel, to dzieło przypadku, może
być ono źródłem radości, ale szybko przemija. (…) Najlepszym dowodem na to, że
nie w każdych okolicznościach można wiele zdziałać, będąc sławnym, są moje
daremne niekiedy wysiłki zmierzające do polepszenia losu zwierząt.
Kocham
zwierzęta, nie godzę się na ich krzywdzenie, uprzedmiotowianie, wyzyskiwanie,
staram się żyć z nimi w zgodzie, owszem. Jestem zwolenniczką zwierząt, owszem.
Nigdy jednak nie zastanawiałam się nad tym, że jedząc wołowinę czy drób,
skazuję na śmierć niewinne zwierzę. Nie rezygnowałam ze swojego życia, by
poświęcać się zwierzętom. Nie wyjeżdżałam w odległe kraje, by ratować zagrożone
gatunki. Brigitte Bardot owszem. Nie tylko nie godziła się na krzywdę
wyrządzaną zwierzętom, ale przede wszystkim czynnie działała, by tej krzywdzie
zaradzić, choćby kosztem własnego życia.
Już od
początku lektury byłam mocno zaskoczona postawą aktorki. Bez zbędnych wstępów i
ceregieli przeszła do ataku, ukazując ludzką bezduszność i krytykując ludzi,
którzy według niej są egoistami i narcyzami. Czemu tak ostro? – pytałam w duchu
– Czy naprawdę ludzie są tacy źli? Choć wstyd się przyznać, początkowo nie
rozumiałam Bardot: w jej manifeście pojawiły się informacje o tym, jak
pozwoliła zamieszkać w domu krowie, jak kury znosiły jajka na jej łóżku, jak
jej dom pękał w szwach od ilości trzymanych w nich zwierząt. W moim odczuciu
ocierało się to niemal o dziwactwo (żeby nie powiedzieć: wariactwo!), toteż z
nieufnością podeszłam do „Łez walki”, jednak z każdym kolejnym rozdziałem coraz
lepiej rozumiałam autorkę i jej łzy rozpaczy wylewane z powodu okrucieństwa
ludzkiego.
Ktoś
może uznać, że przesadzam, twierdząc, że zwierzęta mnie uratowały, ale tak
właśnie było. I powiem nawet więcej: wydaje mi się, że mogłyby uratować także
innych ludzi, a może nawet całą ludzkość.
Brigitte
Bardot nie przebiera w środkach. Już za młodu cechował ją niewyparzony język,
jak sama przyznaje, co zresztą zostało jej do dziś. W sumie dobrze, że nie boi
się mówić głośno o tym, co myśli. Jako osoba publiczna ma szansę dotrzeć do
większej grupy odbiorców, co zresztą sama przyznaje. Swoją sławę i aktorstwo
postanowiła poświęcić w słusznej sprawie, udając się na wojnę – a jak wiadomo,
na wojnie wszystkie chwyty dozwolone. Stąd też w manifeście nazwiska, kraje, statystyki,
sytuacje z życia wzięte – i wcale nie po to, by obnażyć ludzką podłość, lecz po
to, by uświadomić ludziom, jak wielką krzywdę wyrządzają zwierzętom i że wspólnie
moglibyśmy to przerwać. Czasem warto więc użyć dosadnych słów, nawet jeżeli
miałyby one siłę rażenia bomby:
Foie
gras to twór chorobowy, trzeba być idiotą, by się nim delektować.
Jeśli ktoś
poczuje się urażony, musi wiedzieć, że „Łzy walki” nie mają w zamyśle ani
obrażać, ani wygrażać. Bardot napisała manifest, jak sam tytuł sugeruje.
Manifest, w którym nie sposób nie dostrzec rozpaczy człowieka nierozumianego,
niewysłuchanego. Z książki przebija tak wielka miłość do zwierząt, że czuję ją
do tej pory, choć już dawno skończyłam czytać. Co ciekawe, Bardot naprawdę
otworzyła mi oczy na pewne sprawy, nad którymi do tej pory nie po drodze było
się pochylać: korridy, walki psów, polowania na jelenie, zające; ubój rytualny,
niewolenie zwierząt w zoo i cyrkach... To, jak wiele manifest dał mi do
myślenia, jest samo w sobie recenzją i… sukcesem.
„Łzy walki” to
przepełniony bólem apel do ludzkości o godne traktowanie zwierząt, z którego bije
niewyobrażalna miłość do zwierząt i zaangażowanie. Póki co efekty tej walki są
zaledwie kropą w morzu potrzeb zwierząt, jeśli jednak wszystkie apele będą choć
w połowie tak wyraziste i szczere jak „Łzy walki”, być może kiedyś ludzie
zaczną rozumieć swój błąd i Bardot osiągnie swój mały wielki sukces.
Ocena: 10/10
Za możliwość przeczytania dziękuję: Wydawnictwo Literackie
Izabela Jurkiewicz
0 komentarze:
Publikowanie komentarza