Życie pisze najlepsze scenariusze, zgadzacie się z tym? Augusta Docher, zainspirowana historią opowiedzianą na spotkaniu z Anną, która uległa wypadkowi, stworzyła historię opartą na faktach. W ten sposób czytelniczki doczekały się kontynuacji powieści „Najlepszy powód, by żyć”. W drugiej części (którą spokojnie można czytać bez znajomości części pierwszej) – „Wiele powodów, by wrócić” autorka postawi przed czytelnikiem bardzo ważne pytanie – czy pierwszą miłość można przeżyć drugi raz? Dostaniemy historię o bohaterach, którzy zmagać się będą z cierpieniem oraz tęsknotą. Czy było warto zapoznać się z tą książką? O tym przeczytacie poniżej.

Bardzo długo myślałam, co tak właściwie mam napisać o tej książce. Choć jest to typowa młodzieżówka, to jej opis bardzo mnie zaintrygował i przekonał, by po nią sięgnąć. Pomysł wypadku, śpiączki i utraty pamięci uważam za ciekawy i sama historia wzbudziła we mnie pozytywne uczucia. Jednak to, co doskwiera mi doskwiera mi najmocniej, to
uczucie rozczarowania. Przede wszystkim nad sposobem przedstawienia historii
Dominiki i Marcela.
W każdej książce cenie sobie ciekawą fabułę, napięcie oraz wywoływane emocje. Zwracam uwagę także na to, czy bohaterów mogę polubić, czy też wzbudzają we mnie tylko irytację i zupełnie nie rozumiem ich postępowania. Ogromną uwagę przywiązuję także na to, jakim językiem jest sama książka napisana, czy czyta mi się ją łatwo, czy może zawiera same toporne i drętwe dialogi. I w przypadku „Wielu powodów, by wrócić” to właśnie język jest największym rozczarowaniem. Stylizowany (na siłę) na mowę, którą posługują się współczesne nastolatki, wypadło tu bardzo słabo oraz po prostu sztucznie. Widać to wyraźnie w języku, jakim posługuje się Marcel, nie sądzę, by tak wysławiał się dwudziestolatek. Fakt, że mowa była bardzo luźna, ale to zupełnie nie wyszło i za każdym razem, gdy napotykałam się na „hłe, hłe” dostawałam białej gorączki. O pytonie czy określeniu siebie mianem „kiepa” już nie wspomnę. Niestety, ale to, w jaki sposób cala fabuła została przedstawiona, spowodowało, że nie mogłam czerpać z historii przyjemności, nie mogłam się wkręcić w historię Dominiki i Marcela i ostatecznie oprócz irytacji nie poczułam nic. A szkoda, bo opisywany motyw śpiączki i odzyskiwania pamięci był naprawdę ciekawy.
Książka opowiadana jest z perspektywy Dominiki oraz Marcela, przeplata się tutaj także teraźniejszość z przeszłością. Augusta Docher miała świetny pomysł na książkę, bo czy jest coś gorszego, jak stracić wszystkie swoje wspomnienia i zapomnieć o osobie, którą się kocha? Z takim problemem będzie musiał zmierzyć się Marcel, który właściwie musi zacząć wszystko od nowa. Dominika też nie będzie miała lekko, choć spędziła wiele godzin przy szpitalnym łóżku przy ukochanym, ten łamie jej serce. Bardzo podobały mi się także opisane więzi rodzinne, tutaj każdy na każdego mógł liczyć w każdej sytuacji i mogliśmy zobaczyć, co oznacza rodzina. Ogromnie żałuję, że język odciągnął mnie od fabuły i nie przezywałam tej książki, tak jakbym chciała. Jeśli podobała Wam się pierwsza część i jesteście ciekawi tego, czy pierwszą miłość można przeżyć drugi raz, to zapoznajcie się z książką.
Ocena: 5/10
Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu OMGBooks
dorotbook
Nie brzmi jakoś szczególnie zachęcająco, więc sobie odpuszczę...
OdpowiedzUsuńSą zdecydowanie lepsze książki, więc szkoda na tę czasu.
OdpowiedzUsuńPlanuję przeczytać, bo jestem ciekawa książek tej autorki :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Pola
www.czytamytu.blogspot.com