![]() |
Źródło |
Czytając liczne książki
wojenno-militarne często spotykałam się z ogólnym tematem walk, śmierci i
zniszczeń. W sumie się nie dziwię – wojna przecież była, jest i będzie
strasznym doświadczeniem nie tylko dla cywilów, ale także, a może przede
wszystkim, dla samych żołnierzy. „Wir. Na linii ognia” autorstwa Krzysztofa
Pluty i Edyty Żemły opublikowany przez wydawnictwo Znak jest książką o mężczyźnie,
który potrafi zabijać, ale wyszkolono go po to, by ratował ludzkie życia.
"My na gołych berylach, a oni na swoich karabinkach mieli wszystko: optykę, wskaźniki laserowe celu, latarki. Pierwszy raz widzieliśmy takie cuda na własne oczy."
Tytułowy „Wir” to nikt inny jak
sam autor sierżant Krzysztof Pluta. Wyszkolony żołnierz, komandos Jednostki
Wojskowej z Lublińca. Jako pierwszy Polak ukończył elitarny kurs medyków
specjalnych (Special Operations Combat Medic) w Fort Bragg w USA. Brał udział w
misjach w Macedonii, Afganistanie czy Iraku, wielokrotnie odznaczany i
wyróżniany za swoją pracę. Żołnierze, zwłaszcza ci od sił specjalnych, są dużo
bardziej zorganizowani i czują większe więzy braterskie. Tak przynajmniej mi
się wydaje. Ale Wir to ktoś więcej. Nie tylko będzie walczył ramię w ramię z
innymi swoimi towarzyszami, ale gdy tylko zostaną ranni i będą potrzebowali
pomocy, zaryzykuje własnym życiem, by uratować kompana. Jeśli nie będzie szansy
na ratunek, będzie przy potrzebującym do samego końca. Czy to nie jest
powołanie? Gdyby chociaż połowa lekarzy podchodziła do pacjentów z takim
zaangażowaniem! Ale przecież na co dzień nie jesteśmy pod ostrzałem karabinów maszynowych,
więc i poświęcenie lekarskie nie jest tak widoczne.
"Pewnego razu na pokładzie śmigłowca MEDAVAC miałem pięciu bardzo ciężko rannych. Amputowane kończyny, urazy twarzoczaszki, urazy klatki piersiowej. 40 minut lotu i żaden z nich nie umarł mi w śmigłowcu."
Książka jest napisana prostym,
żołnierskim językiem. Ewidentnie są to spisane wspomnienia i widać to na każdej
stronie. Zwykle chaos wypowiedzi i częste wtrącenia bardzo mnie irytują. Ale
nie w tym wypadku. Czytając bowiem „Wir. Na linii ognia” miałam permanentne
przeczucie, jakbym siedziała przy ognisku i tuż obok mnie siedział sierżant
Pluta, snując swój życiorys. Przewracając kolejne kartki potrafiłam mieć łzy w
oczach. Ot taka jestem wrażliwa, jeśli chodzi o prawdziwe historie. No co ja na
to mogę? Sierżant opowiada nie tylko o szkoleniu, ale o prawdziwych
wydarzeniach, z którymi zetknął się na różnych frontach.
"Po powrocie do Lublińca czekała nas komisja lekarska. Tym razem najtrdniejsza była rozmowa z psychologiem. W głowie miałem wojnę, ale musiałem usiąść przed babką, która nigdy tam nie była, i tłumaczyć jej, co tam robiłem i jakie piętno na mnie odcisnęła."
W literaturze militarnej bardzo
podoba mi się to, że można się z niej wiele nauczyć. W przypadku tej pozycji
dowiadujemy się o pracy medyka polowego. Wielu z nas wyobraża się taką pracę
jako mieszankę M.A.S.H-a i „Ostrego dyżuru”, a tak naprawdę mamy do czynienia z
niewyobrażalnym obciążeniem zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Możne nawet
psychicznym bardziej. Chociaż w sumie trudno mi się wypowiedzieć, skoro nigdy
nie byłam w sytuacjach opisanych we wspomnieniach. Medyk polowy musi być nie
tylko dobrze wyszkolonym żołnierzem, ale także lekarzem, który w
najtrudniejszych wyobrażalnych warunkach
musi często wręcz operować. Bo wyobraźmy sobie, że jako jedyny lekarz na
pokładzie śmigłowca mamy do uratowania pięcioro towarzyszy. Pięć ciężkich
przypadków: rozległe krwotoki, urazy twarzoczaszki, otwarte złamania i
zmiażdżone organy. Lot, trwa w nieskończoność, całe czterdzieści minut w
powietrzu, a żaden z pacjentów nie umiera. Czy to nie jest przypadkiem najwyższy
poziom umiejętności i wręcz idealny przykład stalowych nerwów?
![]() |
Źródło |
Tak, polecam książkę sierżanta
Krzysztofa Pluty. Uważam, że powinni ją przeczytać wszyscy zapaleńcy pola
walki. Uważam, że to ważne, ponieważ powinni spojrzeć na wojnę przez pryzmat
lekarza walczącego o ludzkie życie. Nie zapominajmy o tych, którzy to życie
ratują.
0 komentarze:
Publikowanie komentarza