Książki Brandona Mulla zaskakują nie tylko czytelników, do
których są dedykowane, ale i starsze pokolenia mogą zostać zaskoczone ogromem
przygód przeżywanych przez głównych bohaterów kreowanych przez tegoż autora.
Czy podobnie było w przepadku Gniewu Króla Smoków, drugiego tomu Smoczej
straży, która ponadto jest kontynuacją bestsellerowego Baśnioboru?
Seth i Kendra, od kiedy zostali opiekunami Gadziej Opoki, nie
mają łatwego życia. Smoki wciąż pragną wolności i całkowitej swobody, a co za
tym idzie, także podboju świata ludzi. Ponadto Celebrant, największy i
najpotężniejszy z nich, obejmujący smoczy tron w azylu, pała wielką zemstą, za
wcześniejszą porażkę. Wszak i on sam został pozbawiony spokojnego życia, już
kilkakrotnie wyzwany na pojedynek na śmierć i życie przez inne gady. Zaprasza
on opiekunów na coroczną ucztę do swojego zamku. Nie bez powodu rodzeństwo
Sorensonow przeczuwa w zaproszeniu jakąś pułapkę, jednak jako opiekunowie nie
mogą odmówić uczestnictwa w tak ważnym dla azylu wydarzeniu. Jaką niespodziankę szykuje tym razem Celebrant
i czym jest Czarkamień? O tym musicie przeczytać już sami.
Za każdym razem, kiedy sięgam po kolejną książkę Brandona
Mulla, zastanawiam się, jaką nowością mnie tym razem zaskoczy? I przyznam, że
jeszcze nigdy nie zawiodłam się w tym aspekcie na jego twórczości ( a z
książek, które ukazały się na polskim rynku wydawniczym, nie czytałam jeszcze
serii Pięć Królestw). Nowe wyzwania, przed którymi stają młodzi bohaterowie.
Nowe krainy, które muszą przebyć, by dotrzeć do celu. Nowe miejsca, które kryją
kolejne niesamowite tajemnice i zagadki. Nowi bohaterowie, przedstawiciele
różnych ras i najdziwniejszych stworów, którzy ciągle pojawiają się na drodze
Kendry i Setha. Nowe artefakty, które posiadają przedziwne możliwości, czekają
na zdobycie. Ciągle coś nowego, które na dodatek przeplata się ze starymi
bohaterami, motywami, przedmiotami, itd. Dużo, bardzo dużo. A jednak nie ma
mowy, o tym żeby pogubić się w tym wszystkim. Akcja, pomimo tego, że jest
wartka i ciągle zmienia się, raz przechylając szalę zwycięstwa na stronę
rodzeństwa, a raz- na stronę smoków, jest poprowadzona tak, by nawet najmłodszy
czytelnik swobodnie mógł przeczytać książkę. Książkę, która porwie go do
ukrytego świata Kendry i Setha Sorensonów, smoków, elfów, jednorożców i innych
niesamowitych stworzeń.
- Neutralność jest egoistyczna i nie do przyjęcia. Neutralność to odmowa życia. Dla mnie żadna zbrodnia nie może się równać z neutralnością w trudnych czasach. (…) Żeby stać się częścią świata, musimy w nim uczestniczyć. Inaczej równie dobrze moglibyśmy wyginąć.
Cieszę się także, że autor ( podobnie jak w Baśnioborzu, w tej
serii także) podaje tematy do dyskusji. Przyznam, że czytając książkę razem z
synem, ułatwiło to nam późnej wspólną dyskusję na temat wydarzeń opisanych w
książce. Zwraca także uwagę na problemu codzienności ukryte w świecie fantasy.
Muszę napisać jeszcze coś, co mi się nie podoba. Niestety,
jest jeden mały minusik, seria „Smocza straż” wydawana jest tylko w miękkiej
okładce, nad czym osobiście ubolewam. Całą pierwszą serię Baśnioboru mam w
twardej oprawie. I z żalem piszę, że Smocza straż wygląda przy Baśnioborzu
ubogo, czyli gorzej ( a wcale gorsza literacko nie jest).
Gorąco zachęcam do sięgnięcia po książki Brandona Mulla,
szczególnie młodszych ( nawet duchem) czytelników. Pisarz stał się już marką na
rynku literatury młodzieżowej. W dodatku marka, której warto zaufać i po którą
warto sięgnąć.
Ocena: 9/10
Widzę, że Mull to sympatyczna młodzieżówka na popołudnie. Chętnie sama się przekonam, czy książka jest tak dobra, jak piszesz. :)
OdpowiedzUsuńZastrzegam tylko, ze raczej dla młodszej młodzieży niz tej dojrzalszej ;-)
Usuń