Książka ta bez wątpienia
przyciąga wzrok i jej tytuł naprawdę intryguje.
Lubię powieści, które pokazują konflikty w małżeństwach, ale też nie myślcie,
że cieszy mnie czytanie o czymś takim, że lubię w prawdziwym życiu oglądać
cierpienie ludzi, którzy powinni być sobie najbliżsi. Wiem jednak, że autorzy
świetnie potrafią pokazać to, jak między niektórymi ludźmi, po latach wspólnego
życia, pojawiają się konflikty spowodowane nieznajomością siebie nawzajem. Miałam
nadzieję, że tym razem również poznam tego typu książkę. Czy tak było? O tym
niżej.
Matt i Marie udają się na pieszą
wycieczkę, na której dochodzi do tragedii. Kobieta spada z urwiska, a jej mąż
musi sprowadzić pomoc i poinformować o wypadku. Służby oczywiście nie mają
wątpliwości, że kobieta zginęła, bo takiego upadku nie mogła przeżyć. Początkowo
nikt nie podejrzewa o nic Matta, ponieważ w tym rejonie takie wypadki się
zdarzają. Jednak policja dociera do informacji o tragicznej i dość tajemniczej
śmierci jego pierwszej żony. Zaczynają się zastanawiać, jakim pechowcem trzeba
być, aby dwukrotnie stracić kobietę, ale też zaczynają zadawać dużo pytań,
drążyć i dociekać. Co tak naprawdę stało się nad urwiskiem?
Autorki tej nie znam, ale wiem,
że już ma na koncie jedną książkę, która dość dobrze została odebrana. Wspominam
o mojej nieznajomości twórczości JoAnn Chaney, ponieważ naszła mnie refleksja
już po przeczytaniu, związana oczywiście z treścią. Autorka w tej książce już
prawie na samym początku daje nam dużo informacji, właściwie sprawia, że z
pozoru znamy zakończenie. Oczywiście miałam nadzieję, że jednak wszystko się
pozmienia, namiesza, ale też nie miałam pewności, bo w końcu nie wiedziałam,
czego spodziewać się po tej autorce, ponieważ nie znam jej stylu. Niestety już
spotkałam się z tym, że autor zbyt szybko otworzył się przed czytelnikiem i
przez to satysfakcja z przeczytania jego książki była niewielka. Tutaj do
takiej sytuacji na szczęście nie doszło.
Oczywiście na tej książce się nie
zawiodłam. Autorka szybko dała czytelnikowi namiastkę władzy i mógł się nią
cieszyć, ale niezbyt długo. Z biegiem czasu sprawy zaczęły się komplikować i
nie były już tak jasne oraz klarowne. Dla mnie to plus tej książki, bo napięcie
jest budowane od zera i w pewnym momencie wszystko wybucha.
Muszę przyznać, że sama forma tej
książki też jest intrygująca. Autorka głównie skupia się na teraźniejszości i
to śledztwu w sprawie Marie poświęca najwięcej miejsca, co oczywiście mi się
podoba. Jednak dość często wtrąca rozdziały opowiadające o śmierci pierwszej
żony Matta. Początkowo może się wydawać, że nie jest to potrzebne, a przynajmniej
nie w takiej ilości, jednak pod koniec wszystko nabiera sensu.
Takie kryminały właśnie lubię…
Mylące, wielowątkowe i logiczne. Autorka doskonale przemyślała sobie każdy szczegół
fabuły i dzięki temu czytelnik ma satysfakcję z lektury. Sama początkowo miałam
dość mieszane uczucia, bo jednak opis nie wprawił mnie w zachwyt i uznałam, że
to może nie być moja bajka. Na szczęście okazało się, że dobrą decyzję podjęłam
dając szansę tej powieści.
Spodobało mi się również to, jak
autorka wykreowała bohaterów. Każdy miał jakąś funkcję, ale też każdy inne
uczucie miał wzbudzić w czytelniku. To, czy zapałałam do nich sympatią, jest
sprawą drugorzędną. Od dawna uważam, że w dobrej książce muszą znaleźć się bohaterowie,
których się kocha, ale też tacy, którzy działają czytelnikowi na nerwy. Tutaj to
wszystko się znalazło.
,,Dopóki śmierć nas nie rozłączy”
to książka ciekawa, a jej akcja trzyma w napięciu. Autorka pisze naprawdę
dobrze, przyjemnie i lekko, dzięki czemu całość czyta się szybko i bez zbędnych
przerw. Myślę, że warto dać szansę tej powieści, bo większość z Was na pewno
się nie zawiedzie. Polecam i być może sama jeszcze kiedyś do niej wrócę!
Ocena: 10/10
Za możliwość przeczytania
dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka
Patrycja Bomba
Będę miała ten tytuł na uwadze :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com
Recenzja bardzo zachęcająca.
OdpowiedzUsuń