Fanką książek ,,Ania z Zielonego
Wzgórza” jestem od dziecka i absolutnie uwielbiam do dziś się w nie zagłębiać.
Podobają mi się zarówno książki, jaki i filmy, do których mam duży sentyment. Z
drugiej strony przedmiotem dzisiejszej recenzji jest pozycja do nauki
angielskiego, czyli języka, z którym w czasach obecnych ma się styczność niemal
codziennie. Uwielbiam łączyć przyjemne z pożytecznym, tak więc bez wahania
sięgnęłam po ,,Anne od Avonlea” i wiedziałam, że się nie zawiodę.
Fakt, że jestem fanką Ani jest
głównym powodem, dla którego sięgnęłam po tę książkę, ale też przyciągnęła mnie
okładka. Cóż, jest ona przepiękna! Idealnie pokazuje to, jak w mojej głowie
wygląda Zielone Wzgórze i po prostu jest przyjemna dla oka. Muszę przyznać, że
samo wykonanie książki też jest bardzo dobre, chociaż nie obraziłabym się za
trochę koloru we wnętrzu. Jednak cena tej pozycji jest tak atrakcyjna, że bez
sensu jest narzekać na takie drobiazgi, a jedynie trzeba się cieszyć, że za tak
niewielkie pieniądze można dostać ekstra pozycję, która pomoże nam w nauce.
Chyba moim największym problemem
jest zdecydowanie zbyt mały zasób słów i to właśnie nad tym chcę pracować. Mam
już dość nauki gramatyki, która trwa od czwartej klasy szkoły podstawowej i
ciągle zaczyna się od nowa. Dlatego więc sięgam po pozycje, gdzie mogę sobie
trochę więcej poczytać, ponieważ to również zmusza mnie do sprawdzania słów i wyrażeń,
których jeszcze nie znam. ,,Ania of Awonlea” jest idealną pozycją dla osób
mających braki tej samej natury i ja z wielką chęcią do niej podchodziłam.
Warto wspomnieć, że jest ona
przystosowana od osób, które są na poziomie B2 lub niewiele niższym. Dzięki
temu można się czegoś nauczyć, ale nie ma takiej sytuacji, że musimy całe
akapity wpisywać w tłumacz, bo nic nie rozumiemy. Dla mnie być może było
troszkę zbyt trudno, ale wynika to z tego, że miałam sporą przerwę i przez ten
czas nie używałam języka, co pogorszyło moje umiejętności.
A co autorzy przygotowali dla nas
w środku książki? Wersję audio możemy zdobyć po wejściu na odpowiednią stronę i
wpisaniu kodu, co jest fajne, bo teraz sporo laptopów nie posiada już napędów
na płyty. Chociaż ja sama jestem ich fanką, co może jest trochę staroświeckie.
Jednak jej brak kompletnie mi nie przeszkadza. Dzięgi nagraniom możemy
szlifować wymowę i osłuchać się z językiem.
W tekście na szaro zaznaczono
trudne słowa, a na marginesach znajdziemy ich tłumaczenie. Cieszę się, że
słowniczek nie znajduje się na końcu książki albo rozdziału, bo to byłoby dość
irytujące, a samu szukanie słów zajmowałoby sporo czasu. Nowych wyrażeń możemy
poznać naprawdę wiele, więc to jest ewidentną zaletą tej pozycji.
Na końcu każdego rozdziału
autorzy sprawdzają naszą wiedzę i to, czy czytamy ze zrozumieniem. Jest to
fajne, bo sami możemy zobaczyć, czy posiadamy umiejętności niezbędne do
przebrnięcia przez tę pozycję. Pojawia się także troszkę informacji związanych
z gramatyką i innymi elementami języka. Nie są to obszerne wyjaśnienia, ale
wystarczające, aby zrozumieć ich sens.
Bardzo podobają mi się ćwiczenia,
które znajdują się na końcu każdego rozdziału. Są różnorodne, nie nudzą i z
pewnością pozwalają nam wyćwiczyć swoje umiejętności. Oczywiście rozwiązania
znajdziemy na samym końcu książki, więc możemy sprawdzić, czy wszystko
poprawnie wykonaliśmy. Z pewnością czuję, że moje umiejętności się rozwinęły,
bo jednak poświęciłam tej książce naprawdę sporo czasu i sumiennie wykonywałam wszystkie
zadania.
,,Anne od Avonlea”, to książka,
która z pewnością pomaga douczyć się angielskiego i dzięki niej można również
wzbogacić swoje słownictwo. Autorzy w tekście wyróżnili naprawdę sporo słówek i
to takich ciekawych, mogących się przydać podczas konwersacji i w życiu
codziennym. Książka ta jest urozmaicona również w informacje teoretyczne,
chociażby na temat gramatyki, ale także nie brakuje w niej ćwiczeń szlifujących
nasze umiejętności.
Ocena: 10/10
Za możliwość zapoznania się z
książką dziękuję Wydawnictwu Poltext
Patrycja Bomba
0 komentarze:
Publikowanie komentarza